Image Alt

Blog

Wycieczka nad jezioro Como

Pogoda, pogoda i jeszcze raz pogoda. To ona determinuje wszystko to co robimy w Piano czy szerzej w okolicach Val di Sole. Przeglądanie prognoz to czynność, którą polecamy wszystkim, którzy chcą mieć dzień wypełniony aktywnością od świtu do zmierzchu.

Co zrobić, kiedy zapowiedzi pogodowe dla bezpośredniej okolicy nie są najlepsze?  Należy zmienić okolice! W Piano to proste, bo mamy możliwość wyboru wielu kierunków. Można wybrać się na wycieczkę samochodową/motocyklową w kierunku słynnych alpejskich przełęczy (Stelvio!), we wschodnie Dolomity np. w okolice Cortina d’Ampezzo, a kiedy we wszystkich wyższych partiach górskich nie ma co liczyć na dobrą widoczność – wybieramy miasta. Bolzano i Trento są najbliżej. Nieco dalej położona jest Werona, ale i Wenecja czy Mediolan są w zasięgu jednodniowej wycieczki. Są także słynne jeziora. Opisywaliśmy już Gardę. Teraz przyszedł czas na jezioro Como.

W zależności od wybranego miejsca nad samym jeziorem trzeba się liczyć z odległością od 130 do … bardzo dużej liczby kilometrów, jeśli przyjdzie nam do głowy objechać cały zbiornik. W teorii nieco ponad 100 km nie powinno odstraszać. Trzeba jednak wziąć pod uwagę teren i klasę dróg. Tam gdzie nie ma autostrad, tam czekają na nas liczne zakręty i sporo obszarów zabudowanych. Uzyskanie średniej powyżej 60-70 km/h nie jest oczywiste i musimy się liczyć, że podróż z Piano w okolice środka jeziora zajmie nam około 3 godzin. Nie będą to jednak godziny zmarnowane. Już sam przejazd a następnie zjazd z Passo Tonale dostarcza nam widoków, które pasażera zmuszają do ciągłego obracania głową a kierowcę do walki, aby nie czynić tego samego. Mijamy górskie pasma, wspaniale położone zamki i plantacje oraz wiele urokliwych miast, miasteczek i osad.

Naszym celem było szeroko reklamowane w przewodnikach Bellagio. Zwykle unikamy tłocznych miejsc, jednak tym razem postanowiliśmy się zmierzyć z legendą miasta zamieszkiwanego przez ludzi, których wizerunek wypełnia okładki gazet, duże i małe ekrany oraz pierwsze strony topowych portali. Do miasta można się dostać na kilka sposobów. Wybraliśmy wariant mieszany. Do miejscowości Varenna dojechaliśmy autem a dalej popłynęliśmy promem. Zaparkowaliśmy niedaleko stacji kolejowej. Do przystani promowej jest stamtąd 5 min pieszo. Na tym skończyło się to na co mieliśmy wpływ a i zaczęło się to, co znawcy psychologii opisują w książkach analizujących zachowanie tłumu 😊Jakiś przykład? Kolejka stojąca po bilety. Z niezrozumiałych dla nas  przyczyn ludzie chcący dostać się na całkiem sporą jednostkę pływająca, systematyczne wchodzili na sam środek jezdni, blokując przejazd samochodów. Zjawisko to musi w mieście uchodzić za normalne, bo co jakiś czas pojawiali się występujący pod krawatem pracownicy, zajmujący się spychaniem tłumu w miejsce, gdzie nikomu nic nie groziło. Samo wejście na prom i zajęcie miejsc na szczęście nie wyglądało, jak wojna o miejsce w kolejce po mięso w latach słusznie minionych, ale nie było pozbawione emocji. Okazało się, że kluczowa jest znajomość burty, przy której należy się usadowić, aby móc podziwiać okazałe rezydencje znajdujące się przy brzegu.

Bellagio specjalnie nas nie zaskoczyło. Sporo w nim sklepów, w których metki wskazywały na bezcenność oferowanych w nich towarów, ale znacznie więcej było ludzi, nad którymi unosiły się chmurki z wizjami przedstawiającymi, jak pięknie wyglądaliby w kolekcjach eksponowanych po drugiej stronie szyby. Owe chmurki szybko rozwiewał przeciąg spowodowany ruchem osób, które dynamicznie szukały atrakcji, na których tle warto się fotografować.

Szybko zmieniliśmy kierunek i udaliśmy się na drugą stronę półwyspu. Wymagało to niezłej kondycji. Kamienne, wąskie uliczki wznoszą się solidnie nad Bellagio po czym opadają ku południowym brzegom jeziora. Po takim wysiłku człowiek powinien coś zjeść, ale nie ma co tu liczyć na szybkie, tanie jedzenie. Gastronomia jest tutaj zdominowana przez lokale, których wejście ozdabiają tabliczki „no pizza”. Króluje tu wyrafinowana kuchnia i obsługa ubrana tak, że strach się pokazać w czymś poniżej stroju godnego premiery w Teatrze Narodowym. Trzeba przyznać, że już na promie zorientowaliśmy się, że to co założyliśmy rano, nie bardzo pasuje do zaokrętowanych towarzyszy rejsu. Nie ma w tym żadnej złośliwości. Moda jest fajna. Spotkanie w takim miejscu, tylu ludzi, którzy przywiązują do stroju taką uwagę, też jest fajne. Po prostu nasz styl zwiedzania jest inny. Jego dynamika pozwala nam na zachowanie ekskluzywności jedynie w sferze zapachów a dokładniej dzięki prezentom, jakie otrzymujemy na Święta 😊

Cała wizyta w tym miasteczku przepychu nie zajęła nam więcej niż 3h. Promem wróciliśmy  do Varenny i tam spędziliśmy czas do zachodu słońca. To miejsce bardzo przypadło nam do gustu. Takie Cinque Terre tyle, że nie na Riwierze Liguryjskiej a nad jeziorem Como. Podobnie, jak Malcesine nad Gardą oferuje spacer brzegiem, ciekawą architekturę, sporo malowniczych zaułków, oryginalnych sklepików i gastronomię na każdą kieszeń.

Wielu ludzi prowadzi spór, które z włoskich jezior jest piękniejsze. Garda czy Como. Nie będziemy się  angażować w takie dywagacje. Warto zobaczyć jedno i drugie, bo wg nas mają różny charakter. Garda przez swą wielkość jest bardziej przestrzenna. Como przez swój kształt może oczarować detalami linii brzegowej. Wszystko mogą urozmaicić lub popsuć ludzie, których spotykamy. Wycieczka nad Como z pewnością warta jest przeprowadzenia. Można też ją nieco zmodyfikować decydując się na nocleg w Mediolanie i spędzenie tam następnego dnia. Zrobiliśmy taką przymiarkę wracając właśnie przez Mediolan i Bergamo. Te miasta jeszcze na nas czekają.

Media