Image Alt

Blog

Giro d’ italia przejechało przez Val di Sole

Od zawsze oglądamy transmisje z wyścigów kolarskich. Poza czysto kibicowskim podejściem do rywalizacji na najwyższym sportowym poziomie, śledzenie wydarzeń na kolejnych etapach Giro d’ Italia, Tour de France i Vuelta Espana, daje nam możliwość odkrywania miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć. Nieraz przechodziło nam przez myśl, że fajnie byłby się znaleźć przy trasie i zobaczyć, jak to wszystko wygląda z bliska..

28.05.2025 jest dla nas dniem, który długo będziemy pamiętać. Przez całą Val di Sole przejechał 17 etap Giro d’ Italia. Z naszej perspektywy był to etap monstrualnie trudny. O dziwo podjazd pod Passo del Tonale (15,2 km, średnie nachylenie 6,0%, max. 9%) i jeszcze trudniejszy pod Mortirolo (12,6 km, średnie nachylenie 7,6%, max. 16%) został wyceniony przez organizatorów na 3 gwiazdki z 5 możliwych. Zrozumieliśmy tę wycenę dopiero wtedy, kiedy minęli nas kolarze, ale po kolei…
Ciężko jest zdobyć jakieś informacje o tym, jak wyglądały wcześniejsze przejazdy kolarzy przez naszą ulubioną dolinę (poprzednio w 2022 r.). Czy były jakieś imprezy z tym związane, jak wyglądało zamknięcie dróg itp. Musieliśmy improwizować. Na miejsce naszego kibicowania wybraliśmy górską premię na Tonale. Widząc liczne kampery przejeżdżające przez Piano poprzedniego dnia a wcześniej obserwując, jak tłoczno bywa przy trasie, postanowiliśmy wyruszyć na przełęcz już o 7 rano. Na informatorach świetlnych stojących przy drodze, wyświetlał się napis, że droga zostanie zamknięta o godz. 11, a z książki wyścigu publikowanej w internecie doszukaliśmy się, że na premii peleton znajdzie się ok godz. 14.

Po drodze na przełęcz mijaliśmy różowe tabliczki informujące o przebiegu trasy, a także pierwsze grupy kibiców rozstawiających swoje królestwa z flagami. Na przełęczy byliśmy przed godz. 8 i zobaczyliśmy, że poza kilkunastoma kamperami olbrzymie parkingi na Tonale świecą pustkami. Dosłownie nic nie wskazywało, że przejedzie tędy jeden z najsławniejszych wyścigów świata. Owszem, otworzyło się kilka sklepów i knajp, które normalnie w tym okresie roku są zamknięte, ale poza tym nic. Cisza.
Wyrobieni w polskich kolejkach, kiedy do sklepu miał przyjść atrakcyjny towar, przesadziliśmy z przezornością. Na szczęście, zawsze jesteśmy gotowi na górskie wycieczki, a okolice Passo Tonale to idealne miejsce na kilkugodzinny wypad. Zaplanowaliśmy trasę tak, aby o 13 oprzeć się o bramę oznaczającą górską premię, choć na razie nic nie wskazywało, że taka brama w ogóle powstanie.

Szlak 111 (a później 161) prowadzi w kierunku szczytu Monte Tonale Orientale (2696 m n.p.m) i Città Morta. Opiszemy ten szlak w innym artykule. Jego przejście (nawet częściowe), jest wg nas punktem obowiązkowym w okolicy. Na początku czujemy się jak na bieszczadzkich połoninach. później pojawia się ekspozycja a widoki na całej trasie po prostu zwalają z nóg. Z tłumów były tylko świstaki, które swoje nory mają tuż przy szlaku.

Z góry obserwowaliśmy, że na przełęczy zaczyna się coś dziać. Dlatego zgodnie z planem o godz. 13 staliśmy już przy busie, którego karoseria służyła za miejsce mocowania pasów transportowych stabilizujących bramę górskiej premii. Dosłownie w ciągu kilkunastu minut przełęcz zamieniła się w ważny punkt na trasie wielkiego Giro. Duża ilość mundurowych i barierki zapewniały bezpieczeństwo kolarzy. Pojawiły się też samochody organizatora, w których po umiarkowanych cenach można było nabyć gadżety związane z wyścigiem. Gustowne koszulki, czapeczki, kapelusze sprzedawane były w zestawach wraz torebkami i plecakami. Naturalnie dominował kolor różowy.

Przed godz. 14 pojawiła się kolumna transportowa wyścigu. Autobusy drużyn, samochody techniczne i prasowe – razem sznur kilkudziesięciu kolorowych pojazdów oklejonych barwami sponsorów. Po kilkunastu minutach pojawiły się motocykle, z których głośników słychać było głośno i wyraźnie radio wyścigu. Z dołu dobiegały nas odgłosy braw, okrzyków i wszelkiego rodzaju trąbek. Choć w międzyczasie znajomi z Polski śledzący transmisję w Eurosporcie, informowali nas o tym gdzie jest peleton, a stojący obok nas Włosi nie oszczędzali głośników swoich smartfonów, to przejazd samych kolarzy nieco nas zaskoczył. Prowadząca grupa minęła nas w ułamkach sekundy i pomknęła w dół w kierunku Ponte di Legno.

Jak to? Co to ma być? Piano (Commezzadura) od przełęczy Tonale dzieli niemal dokładnie 1000 m różnicy wysokości a ci faceci w obcisłych portkach przejeżdżają przez górską premię z prędkością, jakiej my w życiu nie osiągnęliśmy na rowerze nawet z górki. Cyborgi! Mówimy Wam, to inny gatunek człowieka. Łatwo jest zrozumieć, dlaczego tyle kobiet kibicuje kolarzom. Przez kaski i okulary ich twarze pozostają anonimowe, ale uda i dolne części pleców eksponowane są nad wyraz czytelnie 😊
Peleton był podzielony. Najpierw przejechała tzw ucieczka dnia z liderem klasyfikacji górskiej (niebieska koszulka) Lorenzo Fortunato a po kilku minutach właściwy peleton z Rafałem Majką osłaniającym swojego lidera Isaaca Del Toro, następnie grupetto ze sprinterami, którzy ze swoją masą mięśniową w takim terenie nie mają szans, a na końcu poobijani w kraksach kolarze, opatrywani przez wystających z okien samochodów medyków. Kiedy przejechał samochód z napisem „koniec wyścigu”, zrobiło nam się nieswojo. Podróż z Polski, tyle czekania, trochę pokrzykiwania i już koniec. Warto było?

Mija nas późniejszy zwycięzca całego Giro – Simon Yates (żółta koszulka teamu Visma Lease a Bike) a także jedyny Polak w peletonie – Rafał Majka (biała koszulka UAE Team Emirates), który asekuruje swojego lidera Isaaca Del Toro (różowa koszulka lidera Giro).

Oczywiście, że warto. Zrozumieliśmy to dopiero po pewnym czasie. I to krótkim, bo jak tylko przejechała cała kolumna wyścigu, to w kilka minut zniknęły wszystkie ślady tego, że coś tu się działo. Brama premii, barierki, przeróżni mundurowi i kibice.

Pół godziny po przejeździe ostatniego kolarza siedzieliśmy już w Casa il Tramonto przed telewizorem i oglądaliśmy dalszy ciąg zmagań tego dnia. Przyjechalibyśmy szybciej gdyby nie kibice zjeżdżający z przełęczy na rowerach. Ich spora ilość uruchamia wyobraźnię – co by było gdyby …

Zakręty na drodze z Tonale w kierunku Forte Strino są takie, że gdyby któreś z nas dorwało się do roweru to na pierwszym z nich przelecielibyśmy nad lub pod barierką i wylądowalibyśmy na dnie doliny z twarzą, która nie nadawałaby się na uwiecznienie jej na nagrobku. Włosi mają tak, że nagrobki ozdabiają portretami zmarłych. Są to twarze uśmiechnięte i pełne życia, czyli zupełnie inne niż wyobrażamy sobie nasze podczas próby takiego zjazdu, bo bladzi jesteśmy nawet siedząc w aucie 😉

Mamy wielki szacunek dla zawodowców i amatorów, którzy wjeżdżają na rowerach na Passo Tonale. Nasza wyobraźnia nie ogarnia tego, jak musi wyglądać wspinaczka kolarzy na wzniesienia, które mają wycenę 5 na 5 gwiazdek. Za rok pojedziemy to sprawdzić, bo Giro d’ Italia to nasza nowa nieuleczalna choroba.
Dla porządku musimy dodać, że 17 Etap zakończył się w Bormio i wygrał go w fantastycznym stylu Isaac Del Toro. Dwa dni później ten młody kolarz stracił różową koszulkę na rzecz weterana Simona Yatesa. Przedostatni 20 etap prowadzącym do Sestrière (5 gwiazdek) oglądaliśmy już w Polsce. Gratulacje Simon!

Media