Obłędne widoki 400m od Piano
We wrześniu 2024 ponownie dotarliśmy do piano. Gościnne progi naszego ulubionego pensjonatu Casa il Tramonto okazały się znowu szczęśliwe, bo pogoda była bardzo bliska takiej, jaką w górach uznajemy za idealną. Nie było upałów, trochę pokropiło, trochę góry posoliło grani śniegiem. Kto widział okolice Val di Sole wyłącznie przy bezchmurnym niebie ma coś do odrobienia. Spektakularne morza mgieł, inwersja i dynamicznie poruszające się kłębiaste chmury, to jest to, co nie pozwala schować aparatu do kieszeni.

Po krótkim spacerze znajdziemy się w miejscu, które przypomina nieco zakopiańskie Kuźnice. Tyle, że większym. To jedni z tych w okolicy, które stanowi element przemysłu turystycznego na skalę, jakiej w Polsce nie znamy. Łącznie z tym, że tuż pod stacją kolejki gondolowej jest przystanek kolejowy Daolasa-Commezzadura z którego mamy bezpośrednie połączenie do Trento i okolicznych miejscowości w Dolinie. Swoje miejsce do parkowania znajdą tu także kampery a infrastruktura sanitarna obejmuje nawet prysznice. Wagonik kolejki zabiera teoretycznie 8 osób. Teoretycznie, bo jak trafi się rowerzysta to mniej 😊.

Zimą w Piano królują miłośnicy jazdy na mniej lub bardziej zakrzywionych deskach, ale w tym czasie poza niedobitkami podobnych do nas ludzi z wystającymi z plecaków kijkami trekkingowymi, najwięcej jest oryginalnie ubranych rowerzystów. Noszą wyraźnie zaznaczające indywidualnie kaski, gogle, ochronę na łokcie i kolana i pozostałą część stroju przypominającą modę górską z lat 30 tych ubiegłego wieku. Jest to zrozumiałe, bo getry i krótkie spodnie doskonale zabezpieczają przed wkręceniem się łańcucha w nogawki. Nie ma to tamo. Kiedy z wagonika gondoli zobaczyliśmy z jaką prędkością i z jakiej stromizny pomykają z góry, nabraliśmy szacunku i do ich umiejętności i do ich stroju. Gdyby stroje były bardziej kolorowe i oklejone reklamami sponsorów, to wiedzcie, że trafiliście akurat na zawodu Pucharu Świata UCi MTB, które rozgrywane są właśnie na tej trasie 😊

A co jeśli nie ma śniegu, zawodów MTB a gondola jeszcze kursuje? Pozornie oszczędzamy na butach bo płacimy za bilet. W 100% oszczędzamy czas. Wrzesień to już stosunkowo krótki dzień i różnica wzniesień 850m pokonywana w 12 minut jest nie do pogardzenia. Tym bardziej, że na górze czeka na nas sieć szlaków, która górskiemu turyście robi to, co wspomnianym rowerzystom, którzy zjechali na dół bez kontuzji. Może widok tej narciarskiej infrastruktury razi nieco wzrok lubiących chodzić poza wyznaczonymi szlakami, ale da się o tym szybko zapomnieć, bo szlaki prowadzą wyżej i obiekty inżynierskie szybko giną za kolejnymi wzniesieniami. Można tez pomyśleć o dotarciu na wysokość powyżej 2100 m bez kolejkowych ułatwień i skorzystać z noclegu w schroniskach. „Ułatwienie” to słowo adekwatne do tego z czym mamy do czynienia w ternie nastawionym na narciarstwo. Szlaki nie należą do trudnych i nie powinno nas dziwić, że mini nas jakiś rowerzysta lub auto dostawcze jadące do schroniska. Całość mocno przypomina grań Karkonoszy z pewną acz istotną różnicą…

„Góry nade mną jak niebo a niebo nade mną jak góry” – tak śpiewała Wolna Grupa Bukowina i ten cytat nie mógł się od nas „odkleić”, kiedy spacerowaliśmy sobie w chmurach po okolicznych pagórach 😊. Widok na Dolomity Brenta (Dolomiti di Brenta) jest tak wciągający, że bardzo ciężko było zrobić w tył zwrot i do kolejki. Dlatego posuwaliśmy się coraz dalej i dalej aż grań zaczęła opadać w kierunku Madonna di Campiglio. Było jasne, że jak najszybciej musimy się wybrać zdecydowanie bliżej wierzchołków nad którymi góruje niezwykle urodziwa Cima Tosa. Zrobiliśmy to już następnego dnia o czym przeczytacie w kolejnym wpisie.


Przy okazji zdaliśmy sobie sprawę z tego, jakiej urody jest zbocze u którego podstawy leży Piano. Jest oczywiste, że Sass dell’Anel (2527 m) będzie jednym z naszych kolejnych celów. Kłopot z tym jest taki, że miejsc, godnych naszej uwagi i potu jest w okolicy bez liku. Nie ma jednak sensu nazywać tego zmartwieniem 🙂
